..:: 14dni; 336h; 20160min; 1209600s - coś...
Rok temu (no rok i parę miesięcy temu) mówiłam, że będzie dobrze. Że będzie dobrze jak nie dziś to jutro. Ewentualnie pojutrze. A jak już nie pojutrze to może chociaż za tydzień. Dwa tygodnie? Może za miesiąc... Dwa miesiące... Trzy miesiące... Pięć miesięcy... Dziesięć miesięcy... A może za rok, albo za dwa lata, ale cholera musi być dobrze.
Przez ten przeszło rok, który minął zdałam sobie sprawę z wielu rzeczy. I chodzi mi w tym momencie, że nie warto czekać na ten moment kiedy to będzie naprawdę dobrze, bo dobre sytuacje przytrafiają nam sie codziennie... Obok tych złych sytuacji ale w gruncie rzeczy i tak się to wszystko, że tak powiem znaczy napisze - neutralizuje. Codziennie jest wiele sytuacji, ktore w taki czy inny sposób poprawiają nam nastrój czy też humor lub go psują. To jest tak na zmiane. Z tego tworzy się taka sinusoida. Raz się jest ponad poziomem a drugi raz poniżej poziomu.
Wszystko ma sens. Wszystko ma swoją przyczynę i skutek tylko, że dla innych, nasze posunięcia nie od razu mogą być zrozumiałe... Nie od razu, a może i w ogóle nie będą zrozumiałe. Czy to jest naprawdę ważne? A właśnie że nie! Kiedyś uważałam, że bycie rozumianym przez innych to naprawdę niesamowity dar. A gdzie tam... Zero tajemniczości i 100% przewidywalności. - A FU! Nic w tym cudownego jak mi się kiedyś tam wydawało. Doprawdy, nic... Lepiej zostać w pozycji obserwatora (nie mylić z jakąkolwiek inną pozycją, w ogóle nie mylić z 'tymi' pozycjami). I właśnie obserwować to co się dzieje na około, przypuszczać co się może wydarzyć w przyszłości i analizować to co się zdarzyło w przeszłości. Jest to naprawdę wiele, wiele lepsze niż jakakolwiek chęć bycia rozumianym. Po co mamy być rozumiani przez innych skoro tak czy inaczej w większości/mniejszości sami siebie do końca nie rozumiemy.
Nie jest źle, nie? :-)
Dodaj komentarz