..:: Trzeba żyć, a nie tylko istnieć ::.....
Jest takie miejsce z którym wiąże bardzo dużo wspomnień (zaraz po moim domu). Taka pogoda jak jest obecnie zmusza mnie do tego bym wkraczała w fazę alfa wspominając. Wszystko i nic. Dzisiaj tak się złożyło, że wspominałam mieszkanie mojej babci (tej z białymi włosami :) ) To jest rok 1993/1994. Ewentualnie zachodzi na 1995. Ale głównie wszystkie wspomnienia dotyczą okresu kiedy miałam 4/5 lat. :-)
Pamiętam:
- różową płachtę (tak to nazwę, materiał, potrójny taki, z jasnoróżowymi falbankami na końcach) z takimi dziurkowanymi kropeczkami, całość w kwiatki takie pastelowe, służyło do nakyrwania pierzyny, nie wiem czemu, a może nie pamiętam czemu ten większy kawałek materiału był dla mnie taki bliski, dziwnie jest pamiętać, że się lubiało taki niekocykowaty kocyk, w każdym bądź razie mam do niego pewny sentyment, możliwe, że chowając się pod niego myślałam, że mam on właściwości czapki niewidki (nie wiedząc wtedy czym ona jest), może dawał mi możliwość odizolowania się od rzeczywistości, napewno był niezwykły,
-pierzynę, tą cieplutką, z której wystawały piórka (kaczki, gęsi - coś koło tego), poszewka biała, bez żadnych wzorków, mimo tego nie czułam się jak w szpitalu, ona była taka jedyna w swoim rodzaju,
-skrzypiące drzwi od małego pokoiku, w którym znajdowała się wyżej wymieniona pierzyna, jeżeli tak mogę nazwać, że one skrzypiały, tak dziwnie skrzypiały, a może wydawały dziwne odgłosy, a może mówiły, chciały coś przekazać. nie nie, drzwi skrzypią, więc one też skrzypiały (tak czy siak, tak inaczej!),
-zapach wiśniowej zupy owocowej,
-zatrzaśnięte przez przypadek drzwi od kuchni,
-piecyk kafelkowy, który był taki potrzebny w jesienno-zimowe rani, popołudnia i wieczory, w zależności o jakiej porze byłam tam, był taki jasno-brązowy, na kafelkach były widoczne raz bardziej, raz mniej wyżłobione kwadraty, no może kwadraciki,
-czerwono-czarna poduszkę z wzorkami zygzakowatymi, która była taka niemiła w dotyku, nie lubiłam jej,
-jasną poduszkę, bardzo jasną, z niebieskawymi, jasnymi listkami i kwiatkami, była taka milusia i ulubiona,
-piszczącego plastikowego zielonego kogucika w plastikowym żółtym koszyczku, z plastikowymi jasno-żółtymi, białymi i jasno-niebieskimi jajeczkami,
-rybki, żółto-czerwone takie, na ciemno-żółtych prostopadłościennych stojakach, zapewne zdobycz z jakiejś nadmorskiej miejscowości, słyszałam historie pochodzenia tych rybek, ale nie mogę skojarzyć,
-plastikowe [!] serwetki, z których wyciągałam paseczki, rozlatywały się po pewnym czasie,
-paski wiszące w przejściu między przedpokojem a dużym pokojem, najpierw takie kolorowe ceratowe, później biało-czerwono-zielono-niebieskie, plastikowe, takie już nowocześniejsze,
-porcelanowe, przestarzałe zastawy kolory brązowego, jasno-brązowego, szaro-kremowego, którymi bawiłam się w restauracje, tych co były wyżej na segmentach nie dosięgałam, ale były takie bardziej wizytowe, może właśnie dlatego stały wyżej,
-szklanki z truskaweczkami, (chyba nawet u siebie w domu posiadam takich z dwie sztuki), moje ulubione szklaneczki z dzieciństwa,
-szufladkę pod telewizorem w której mieściły się skarby typu: zdjęcia, odznaki, listy, kartki,
-szufladę w dolnej części mebli, gdzie były wszystkie ręczne robione przeze mnie, siostrę, brata i trzy kuzynki laurki, lubiłam je oglądać,
-metalowe nożyczki sprzed 20/30 lat, którymi cięłam plastelinę, bardzo ciekawe zajęcie, wiem,
-okno z widokiem na park koło poczty w którym lubiłam przebywać i wypatrywać mamę, która wracała z pracy,
-zasuszone pestki dyni na talerzyku z niebieskim wzorkiem,
-dziwną cukierniczkę, ona była naprawdę dziwna, z taką rurką do wysypywania, śmieszna taka,
-kryształowe wazy i wazoniki, na stole, na segmentach i w ogóle wszędzie gdzie były choć trochę wolnego miejsca,
-różowe sztuczne różyczki mieszczące się w jednym z tych kryształowych wazonów,
-obrus z jakimiś zbożami i z konturami bodajże Azji,
-„Franię” w kącie pokoiku, tego małego ze ‘skrzypiącymi’ drzwiami,
-bajki opowiadane mi kiedy tylko chciałam, zmyślone, przekształcone; o wilkach, o sarenkach, o krasnoludkach, o księżniczkach, o księciach, o zamkach; zawsze z sensem, lubiłam je słuchać o każdej porze.
Kropka. I dużo, dużo więcej...
Dodaj komentarz